wtorek, 26 kwietnia 2011

Mamy psa.

Od Niedzieli Palmowej mamy nowego psa, a konkretniej suczkę. Wypatrzyłam ją pod koniec marca w lubelskim schronisku na "dniu otwartym". Mąż musiał jeszcze dojrzeć do decyzji o kolejnym psie, więc trafiła do nas dopiero tydzień temu. Mimo że schronisko wygląda na zadbane, psisko niesamowicie śmierdziało, a sierść składała się w połowie ze sfilcowanych kołtunów. Nie ma co się dziwić, ponad trzysta samych psów nie licząc kotów i gadów, a pracowników niewielu, wolontariusze też cudów nie zdziałają, za dużo zwierząt do "ogarnięcia". Smród był tak okropny, że nie odczekaliśmy zalecanych kilku dni, tylko wykąpaliśmy ją od razu. Udało mi się wyciąć większość kołtunów, w tym ogromne kule futra w okolicach pachwin, tak umiejscowione, że sikała właściwie nie na ziemię tylko w nie - brrr, jak sobie przypomnę ten zapach to mnie jeszcze teraz otrząsa. Nie reagowała na swoje schroniskowe imię, więc je zmieniliśmy, powoli zaczyna reagować na nowe - Ata. We wtorek została ogolona, okazało się, że ma na skórze sporo starych ran po ugryzieniach, uszy "poszatkowane", z ropnymi rankami, w pachwinach dwie rany. Dwóch lekarzy goliło ją ponad trzy godziny, między opuszkami stóp miała wielkie kołtuny, przez które nie była w stanie normalnie zejść ze schodów, ślizgała się na nich. Na razie jest cicha, nie awanturuje się pozostawiona sama, pozwala sobie wpychać do gardła wielkie tabletki, kąpać co kilka dni w leczniczym preparacie, smarować maścią itp. Najchętniej wlazłaby na kolana i cały czas podstawiała głowę do głaskania. Nie obyło się też bez wpadek, wczoraj zbytnio jej zaufałam i spuściłam ze smyczy na ogrodzonym terenie, a ona nagle coś poczuła i pobiegła przed siebie. Miałam już wizję rozjechanego psa, bo wypadła na wylotówkę z miasta, na szczęście widok wielu samochodów ją przestraszył i zareagowała na wołanie i pokornie wróciła do mnie, ale stracha napędziła mi niezłego. Póki nie nauczę jej przychodzenia na wołanie, nie zrezygnujemy z chodzenia na smyczy nawet na ogrodzonym terenie. Nie dziwię jej się, że zgłupiała z nadmiaru wolności, w końcu spędziła w boksie ponad półtora roku, na małej przestrzeni ze sporą ilością psów.

Pierwsze zdjęcie jeszcze w schronisku, w marcu.

Po pierwszej kąpieli.

 Po ogoleniu, widać łysinki i szramy na skórze.
Na spacerze.

środa, 13 kwietnia 2011

Znowu powroty.

Całka
Ostatniego dnia minionego roku napisałam, że chciałabym, żeby ten rok był lepszy. Niestety, od początku roku zaczęło poważnie chorować nasze stare psisko. Średnio co dwa tygodnie przyplątywało się coś nowego, z jednego ją wyciągaliśmy, to zaczynał szwankować inny organ. Trzy tygodnie temu zdecydowaliśmy się skrócić jej cierpienia. Mimo, że od roku wiedzieliśmy, że stan nerek i serca się pogarsza, ciężko było podjąć decyzję o momencie przerwania leczenia. Spędziliśmy razem prawie czternaście lat, trafiła do nas jako szczeniak z targu, ostatni jaki się nie sprzedał. Kobieta powiedziała, że ją wyrzuci, bo nie opłaca się jej wieźć znowu na wieś, więc się zlitowaliśmy nad nią, tym bardziej, że wyglądała jak szmaciana kukła, nie reagowała na nic. Psisko wyrosło na całkiem sporą sukę, ni to owczarka, ni labradora z koloru. Pies całkowicie bezproblemowy, nie szczekała bez potrzeby, lubiła dzieci, nie ganiała znajomych kotów, nie atakowała obcych psów (no, były dwa wyjątki - boksery - tu ograniczała się do warczenia i suka z innego piętra). Pociągiem i autobusem jeździła bez problemu, w przedziale potrafiła się tak ulokować pod siedzeniem, że często dopiero podczas sprawdzania biletów na pytanie konduktora "gdzie ten pies" współpasażerowie orientowali się, że pod naszymi nogami leży całkiem spory zwierzak. Gdyby nie wrodzona wada serca pewnie pożyłaby dłużej. Całe życie wyglądała jak nadal rosnący młody pies, dopiero od operacji w ubiegłym roku widać było po niej starość.



Podczas jednego z wyjazdów, ulubiona pozycja podczas snu - "kołami do góry".Nie ukrywam, że bardzo nam jej brakuje.
Robótki.
Z powodu ciągłych kłopotów zdrowotnych Całki i kolejnego remontu budynku niewiele szyłam.
Kołderka dla chłopca.


Wzięłam udział w wiosennej wymiance na forum Szyjemy po godzinach  w której wylosowałam Siencję. Uszyłam dla niej okładkę na zeszyt i ufilcowałam kwiatowy naszyjnik uzupełniony fimowymi koralikami.