środa, 22 czerwca 2011

Ata po "tuningu".

Wreszcie koniec leczenia Aty. W ubiegłym tygodniu przeszła zabieg czyszczenia zębów, chociaż należałoby go określić bardziej adekwatnym słowem - odgruzowywanie. Kamień był potworny, zęby pościerane, na szczęście pan doktor uporał się ze wszystkim. Ata z psiego niejadka przeistoczyła się nagle w wielkiego głodomora. Gdyby mogła, zjadłaby przysłowiowego "konia z kopytami". Narkozę zniosła dobrze, po powrocie do domu po raz pierwszy sama podbiegła na powitanie pana. Zrobiła się niesamowitym pieszczochem, wymusza głaskanie w każdej sytuacji. Nadal chodzi tylko na smyczy, a właściwie lince treningowej, zaczyna reagować na komendę "stój" o ile nie rozprasza jej coś ciekawego. Nie przepada za dużymi psami, obszczekuje wszelkie owczarkopodobne osobniki. Psy toleruje, suki o ile się jej podporządkują również, na inne warczy. To niestety pozostałość po długim zamknięciu na małej przestrzeni ze wieloma psami. Za przysmak bardzo chętnie wykona "leżeć" czy "siad". Coraz chętniej współpracuje, jest niezmordowana na spacerach. Odzwyczailiśmy się od młodego psa, ostatnie lata upłynęły nam na nieśpiesznych spacerkach z psią staruszką, a tu nagle mamy wulkan energii, który trzeba rozładować. Cieszę się, że mamy już za sobą niekończące się wizyty u lekarza i wszelkie kuracje. Ata została jeszcze raz podstrzyżona, żeby było jej wygodniej podczas upałów. Prawie wszystkie łysinki po ugryzieniach na grzbiecie ładnie zarosły, na uszach pozostały ledwie widoczne ślady ran, teraz psisko prawie "nówka". Wreszcie mogę zająć się szyciem.

Ata przed ostatnim strzyżeniem, potrafi się jeszcze bardziej wygiąć, byle nadstawić brzuch do głaskania.


A tu już letnia wersja "fryzury".