wtorek, 29 stycznia 2013

Nie jestem typem bohatera.

Nie jestem bohaterem, o nie. Ból potrafi tak sponiewierać, że myśli się tylko o tym, żeby choć chwilę nie bolało, nie o tym, że może da się wytrzymać bez proszków. O nie, boli, łykam i tak w kółko od kilku tygodni. Wiem, że bóle przerzutowe do kości i bóle martwicze są wyżej na liście intensywności od neuralgii, nie wyobrażam sobie ich siły, neuralgia prawie mnie pokonała. Ciągłe leżenie i czekanie aż mózg wreszcie się wysyci lekami przeciwpadaczkowymi, droga do łazienki pokonywana z płaczem, bo noga prawie eksploduje z bólu albo dla odmiany korzonki tak "siekną" że krzyczę z bólu, nie daję już rady. Nie chcę być bohaterem, chcę żeby to się skończyło. Niestety zaczynam rozumieć ludzi, którzy z bólu potrafią odebrać sobie życie, żeby przestało boleć można zrobić wiele. Dobrze, że jeszcze mam leki, które na kilka godzin łagodzą ból, pozwalają spać, chwile bez bólu są cudowne. Jak bardzo nie docenia się tego, że można obudzić się bez bólu, samodzielnie wstać, chodzić, póki się tego nie straci. Chcę wytrzymać, chcę wyzdrowieć, chcę, ale sił coraz mniej. Nienawidzę siebie za ciągły płacz, marudzenie, jęki, a mój kochany Mąż to wszystko znosi. Proszę, trochę mniej bólu i więcej czasu w pozycji pionowej. Tabletka zaczyna działać, jak dobrze.

sobota, 12 stycznia 2013

Plagi egipskie?

Ślady po półpaścu prawie niewidoczne, przyplątała się natomiast neuralgia. Dół pleców plus lewa noga boli "masakrycznie". Nawet chemia nie dała mi tak popalić jak ten ciągły, prawie dwumiesięczny ból. Na szczęście po wizycie u neurologa mam leki przeciwpadaczkowe i jest szansa, że za jakieś dwa, trzy tygodnie nie będę już musiała brać leków przeciwbólowych w takiej ilości jak do tej pory. Uodporniłam się już na ketonal, doreta łagodzi tylko częściowo "łomot" w nodze. Jak ktoś komuś mówi, że korzonki czy rwa kulszowa to taki sobie ból, nie ma bladego pojęcia do czego zdolny jest człowiek wyjący po nocy z bólu i oby nigdy na własnej skórze nie miał okazji się dowiedzieć. Brrr, nieruchome plecy, nieruchoma noga, niemożność dojścia do łazienki, bycie prawie całkiem zależnym od pomocy drugiej osoby, ciężkie do zniesienia. Mimo, że mam kochanego męża, wołałabym niektóre czynności móc wykonywać sama. Jedyny, duży plus tego bólu jest taki, że to tylko neuralgia, nie przerzut do kręgosłupa. Idę "dogorywać" póki nie wysycę się lekami przeciwpadaczkowymi. Wszystkim, którzy przeszli neuralgię, kłaniam się w pas (znaczy się jak zesztywniałe plecy odpuszczą się ukłonię). Jesteście wielcy, że udało się Wam przejść przez to dziadostwo.