sobota, 11 grudnia 2010

Szmaciany tydzień.

Tydzień iście szmaciany, dotarły do mnie w sumie cztery przesyłki z nowymi szmatkami. Osobisty święty Mikołaj ufundował mi nowy nożyk obrotowy. Czuję się jak po przesiadce z malucha do mercedesa. Wraz z nożykiem przyszły też oczywiście szmatki, do których właścicielka nowego sklepu z patchworkowymi tkaninami, przemiła Marta dołożyła całą masę próbeczek prześlicznych materiałów. Warto zajrzeć do Craftfabric, oprócz wielu pięknych wzorów można tam znaleźć również jednokolorowe bawełny.
Nowy nożyk, na ślicznej tkaninie w zebry.

 Jakiś czas temu zaczęłam szycie niewielkiej narzuty, pozszywałam połowę bloków, po czym doszłam do wniosku, że jednak taki układ mi się nie podoba, sprułam i zaczęłam od początku, przy okazji powiększając nieco pierwotnie planowane rozmiary. I tu nastąpiła przykra niespodzianka, zabrakło mi dwóch pasków do dwóch ostatnich bloków, dosłownie dwóch pasków 27x4,5cm. Jak pech to pech, na szczęście ekipa Robinów nie miała nic przeciwko temu, żebym zamówiła tylko 10cm długości brakującej tkaniny.  A że grzechem byłoby zamówić z tak dobrze zaopatrzonego sklepu tylko taki malusi kawałek tkaniny, trafił do mnie również zestaw świątecznych szmatek, na żywo wprost zapierający dech w piersi.

A jakaż była moja radość, gdy z przesyłki wyjęłam jeszcze świąteczny prezent - śliczną kartkę z życzeniami i ćwiartkę pięknej szmatki. Koniecznie zajrzyjcie do Robinów, jest w czym wybierać.

 Po ponad trzech tygodniach oczekiwania dotarła również przesyłka zza "wielkiej wody". Tym razem sklep nie popisał się prędkością ani solidnością. Raz były wszystkie tkaniny na stanie, raz czegoś brakowało. W końcu zamówienie wyruszyło, a pieniądze zostały ściągnięte z konta znajomej, która dokonywała przelewu. Na tym nie koniec, przesyłka owszem przyszła, ale nie do mnie, ale do znajomej, mimo dobrze wypełnionego formularza dostawy - poprzednim razem nie było z tym problemu. Teraz pod moim adresem, znalazł się również adres znajomej, bez Jej imienia i nazwiska i widocznie automat na rozdzielni zczytał pierwszy kod od dołu i według niego przekierował przesyłkę. I tu chwała rozgarniętemu listonoszowi, który wrzucił awizo pod właściwy numer, gdyby trafiło na bardziej "zagubioną" osobę, przesyłka mogłaby krążyć po całym mieście i okolicach. W końcu tkaniny trafiły tam gdzie trzeba i zostały zdekatyzowane. Niestety, na jednej z nich była plama, której nie da się usunąć. Szczęście, że elementy, które z niej wycinałam, dało się rozmieścić tak, że plamę udało się ominąć, ale niesmak pozostał. Trudno, sklep duży, zamówienie cięte i pakowane w okolicach Święta Dziękczynienia, mogła się zdarzyć wpadka. Dobrze, że tkaniny piękne, to ta nieszczęsna plama aż tak bardzo nie denerwuje.

"krawieckie"

"gazetowe"

końskie

i morskie w bajkowym klimacie

3 komentarze:

  1. Piękne zakupy, wyobrażam sobie jakie cuda wyczarujesz z tych materiałów.

    OdpowiedzUsuń
  2. materiały cudne!! ja też robię zakupy w tych samych sklepach - i liczę że coraz więcej w naszym kraju ładnych materiałów będzie można nabyć :) żeby nie gimnastykować się z zamawianiem za wielką wodą.

    OdpowiedzUsuń
  3. no tkaninki od robina to ja aturat znam
    co tu dużo pisac
    bajeczny post

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.