piątek, 31 grudnia 2010

Żegnaj stary roku.

Mijający rok żegnam z ulgą. Przyniósł sporo smutnych wydarzeń. Wszystkim życzę żeby nadchodzący 2011 rok był dla nas łaskawszy, mniej nas doświadczał. A wszystkim tym, którzy wybierają się na imprezę sylwestrową - udanej zabawy.

Dziękuję za wszystkie życzenia świąteczne przesłane wszelkimi drogami elektronicznymi i za te, które przyszły do mnie pocztą. Zebrzyca

środa, 22 grudnia 2010

Święta tuż tuż.

Święta prawie za progiem. W sklepach dzikie tłumy, wszędzie kolejki, każdy gdzieś się śpieszy, lista zakupów wydłuża się w nieskończoność. Zgiełk, pośpiech, zdenerwowanie. Bardzo tego nie lubię, z roku na rok chyba coraz bardziej. Sama daję się wciągnąć w ten szalony pęd, byle zdążyć, jeszcze to, jeszcze tamto, bez tego nie da się obejść, tamto też jest niezbędne, istny szał. A potem nadchodzą te wyczekiwane Święta i nie ma się nawet siły porozmawiać z bliskimi, każdy zmęczony przygotowaniami, chce chwili spokoju, często przed telewizorem, bo na spacer czy wspólną zabawę przepełniony żołądek lub obolałe od nadmiaru świątecznych przygotowań ciało nie pozwala. Spotkałam dziś znajomego, który stwierdził, że nawet gdyby się obudził z bardzo długiego snu, to po odgłosach za oknem jest w stanie stwierdzić, że właśnie nadchodzą święta - całe osiedle trzepie dywany, dwa razy do roku powszechne trzepanie dywanów, łomot trzepaczek zwiastujący święta. Coś w tym jest, trzepiemy dywany, pucujemy mieszkania, czasem nawet wrzucimy jakiś produkt do wystawionych w sklepie koszy dla potrzebujących, ale co z naszym "przetrzepaniem" czy "przepraniem" stosunków międzyludzkich? Czy znajdujemy czas w tej bieganinie na kontakt z bliskimi i dalszymi znajomymi, czy myślimy o nich, czy zapytamy co u nich, czy nie potrzebują nas. A może warto byłoby wyjaśnić sobie kilka nieprzyjemnych spraw? Trochę dziś popłynęłam, ale tak jakoś mam dosyć tej całej materialnej otoczki świąt, gdzie zgubił się w nas człowiek? A może to tylko moje odczucie? Może tylko tak mi się wydaje?
Rozebrałam pedał starej Berniny, należało jej się, części ruchome lekko pordzewiały, sporo w nim psiej sierści - uroki posiadania czworonoga. Odczyściłam, odrdzewiłam, jutro się okaże czy niczego nie zepsułam.
Uszyłam dwie serwetki na stół, trochę niefortunnie dobrałam kolor nici do pikowania, zwłaszcza w drugiej, na zdjęciu nawet nie widać, że zewnętrzy, zielony pas jest przepikowany. Cóż, czasem się nie myśli.
W poniższej wykorzystałam uszyty na początku mojej zabawy w "paczworzenie" czerwono złoty "kraciak".
Krzywe jak zwykle zdjęcia, nie serwetki.
Narzuty do świąt nie skończę, trudno.

I na koniec z serii: świnia - najlepszy towarzysz człowieka. Maurycy jest tak leniwy, że wystarczy go położyć koło źródła ciepła (w tym wypadku koło ręki Pana), a wyciągnie się i prawie natychmiast zasypia, wykazując tylko chwilowe zainteresowanie dźwiękiem włączanego aparatu.

środa, 15 grudnia 2010

Szyje się, szyje.

Jak powyżej, szyje się szyje. Nie do końca to co się powinno uszyć w pierwszej kolejności - jak zwykle zresztą. Pokazana wcześniej narzuta nadal czeka na dokończenie pikowania, a ja szyję kolejną. Nie ma to jak być "konsekwentnym inaczej". W ramach tej odmiennej konsekwentności powstały dwie nieduże (około 35x35cm) poduszki dla dwóch sióstr, starszej - miłośniczki koni i młodszej - miłośniczki różu. Tym razem do zdjęć pozują ze zbyt dużym wkładem.

W szale wypróbowywania nowego nożyka, pocięłam kupiony jeszcze w zeszłym roku ptasi panel. Powoli powstają "cosie".


Jako że nie samym szyciem człowiek żyje, polecam na święta książkę Stefana Dardy "Dom na Wyrębach". Według niektórych klasyfikowana jako horror, według innych fantazy, czy powieść grozy. Wciąga jak bagno i nie puszcza do ostatniej strony, toteż lepiej jej nie otwierać w trakcie przedświątecznych przygotowań.
A na koniec ogłoszenie - oddam nasze prosiaki, za darmo i od zaraz. Oczywiście żartuję, ale po kolejnej nocy słuchania jazgotu mam ich na chwilę dosyć. A przyczyną nocnych wrzasków jest duża sterta siana, którą obaj chcą na raz okupować. O to jedno, upragnione miejsce toczą długie słowne dyskusje, chociaż raczej należałoby to nazwać zwykłymi pyskówkami. Nic to, że ciemno, "żywiciele" chcą spać, oni muszą teraz, zaraz ustalić kto ma prawo umieścić zadek na najlepszej kupce siana. Czasami podejrzewam, że Maurycy specjalnie wywołuje burdę, żeby w końcu doprowadzić do wyjęcia go z klatki i umieszczenia na specjalnym posłanku na łóżku, gdzie bezczelnie się rozwala i od razu zasypia, a wymęczone jazgotami żywicielstwo razem z nim. Idylla nie trwa długo, bo w końcu świnia też człowiek i musi siusiu, więc trzeba jakoś zasygnalizować chęć powrotu do klatki, a najlepiej uczynić to w sposób najskuteczniejszy, czyli ugryźć człeka w rękę. Szybkie odniesienie do klatki murowane.
król bobków
moja szmatka, moja

sobota, 11 grudnia 2010

Szmaciany tydzień.

Tydzień iście szmaciany, dotarły do mnie w sumie cztery przesyłki z nowymi szmatkami. Osobisty święty Mikołaj ufundował mi nowy nożyk obrotowy. Czuję się jak po przesiadce z malucha do mercedesa. Wraz z nożykiem przyszły też oczywiście szmatki, do których właścicielka nowego sklepu z patchworkowymi tkaninami, przemiła Marta dołożyła całą masę próbeczek prześlicznych materiałów. Warto zajrzeć do Craftfabric, oprócz wielu pięknych wzorów można tam znaleźć również jednokolorowe bawełny.
Nowy nożyk, na ślicznej tkaninie w zebry.

 Jakiś czas temu zaczęłam szycie niewielkiej narzuty, pozszywałam połowę bloków, po czym doszłam do wniosku, że jednak taki układ mi się nie podoba, sprułam i zaczęłam od początku, przy okazji powiększając nieco pierwotnie planowane rozmiary. I tu nastąpiła przykra niespodzianka, zabrakło mi dwóch pasków do dwóch ostatnich bloków, dosłownie dwóch pasków 27x4,5cm. Jak pech to pech, na szczęście ekipa Robinów nie miała nic przeciwko temu, żebym zamówiła tylko 10cm długości brakującej tkaniny.  A że grzechem byłoby zamówić z tak dobrze zaopatrzonego sklepu tylko taki malusi kawałek tkaniny, trafił do mnie również zestaw świątecznych szmatek, na żywo wprost zapierający dech w piersi.

A jakaż była moja radość, gdy z przesyłki wyjęłam jeszcze świąteczny prezent - śliczną kartkę z życzeniami i ćwiartkę pięknej szmatki. Koniecznie zajrzyjcie do Robinów, jest w czym wybierać.

 Po ponad trzech tygodniach oczekiwania dotarła również przesyłka zza "wielkiej wody". Tym razem sklep nie popisał się prędkością ani solidnością. Raz były wszystkie tkaniny na stanie, raz czegoś brakowało. W końcu zamówienie wyruszyło, a pieniądze zostały ściągnięte z konta znajomej, która dokonywała przelewu. Na tym nie koniec, przesyłka owszem przyszła, ale nie do mnie, ale do znajomej, mimo dobrze wypełnionego formularza dostawy - poprzednim razem nie było z tym problemu. Teraz pod moim adresem, znalazł się również adres znajomej, bez Jej imienia i nazwiska i widocznie automat na rozdzielni zczytał pierwszy kod od dołu i według niego przekierował przesyłkę. I tu chwała rozgarniętemu listonoszowi, który wrzucił awizo pod właściwy numer, gdyby trafiło na bardziej "zagubioną" osobę, przesyłka mogłaby krążyć po całym mieście i okolicach. W końcu tkaniny trafiły tam gdzie trzeba i zostały zdekatyzowane. Niestety, na jednej z nich była plama, której nie da się usunąć. Szczęście, że elementy, które z niej wycinałam, dało się rozmieścić tak, że plamę udało się ominąć, ale niesmak pozostał. Trudno, sklep duży, zamówienie cięte i pakowane w okolicach Święta Dziękczynienia, mogła się zdarzyć wpadka. Dobrze, że tkaniny piękne, to ta nieszczęsna plama aż tak bardzo nie denerwuje.

"krawieckie"

"gazetowe"

końskie

i morskie w bajkowym klimacie

czwartek, 9 grudnia 2010

Jednak wolę zimę.

Brakowało mi ostatnio kolorów, bo na zewnątrz tylko biały i biały, no to mam teraz do wyboru - bury, jeszcze bardziej bury i dla odmiany - też bury. Zaczęła się odwilż. Zakup krótkich kaloszy to chyba moja najlepsza inwestycja w tym roku. Jakoś trzeba sobie radzić z tą szarością, burością i wszechobecnym błotem, a co na to najlepsze - wiadomo kolorowe tkaniny. Ostatnie dni wyprzedaży w Szmatce Łatce, warto zajrzeć, tkaniny przepiękne.

Zaczęłam pikowanie narzuty, pierwszy raz użyłam kleju Spirit 5 Strong do "kanapkowania". Bardzo pomocny, nie pachnie zbyt intensywnie, dobrze trzyma, a jednocześnie łatwo przez dłuższy czas rozdzielać warstwy, w przypadku gdy coś nam nie wyszło.
Na razie było najłatwiejsze - pikowanie wokół bloków, potem zacznie się "fristajlowa" jazda, czyli pikowanie z tzw. ręki.

Na koniec poduszka, całkiem spora, bo 50/50cm, dla chłopca, przepikowana po szwach. Fotka robiona bez odpowiedniego wkładu, więc i efekt mało wypukły.

Jeszcze trochę koloru w wydaniu natury - tęcza sprzed dwóch chyba lat.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Trochę koloru

Zalałam laptopa wodą. Przypomniało mi się któregoś dnia koło północy, że kwiatki trzeba podlać i przy okazji jakimś cudem zalałam komputer. Dobrze, że to już ledwie zipiący sprzęt, bo mąż by mnie udusił a ja bym po Nim poprawiła. W każdym bądź razie trzeba było się przesiąść na stary, od dawna nieużywany sprzęt. Była okazja do małych porządków. Okazało się, że zachomikowałam trochę fotek, o których myślałam, że dawno temu przepadły. Na zewnątrz wprawdzie pięknie, ale zimno i ciągle tylko biało, przynajmniej zdięcia przypominają o tym że świat jest bardzo kolorowy.
Ptaki Anirozelli obfocone prawie trzy lata temu.
Z tego samego pobytu u Ani, również zdjęcie Bazylego. Prezentuje się na nim nieco demonicznie, a to najłagodniejszy z bokserów jakie spotkałam.

Psisko mojej mamy. Miał wtedy około miesiąca, ludzie, którzy go oddali stwierdzili, że jest już dostatecznie samodzielny, żeby odłączyć go od matki - samo życie :( Wyrósł na niezłego rozrabiakę, niewiele większego od jamnika.
Były sobie kiedyś kaktusy, zwykłe mieszańce, ale kwiaty miały niesamowite.
No i moja pierwsza gazania.
 Zrobiło się troszkę bardziej kolorowo.

piątek, 3 grudnia 2010

Działa, działa, huraaa !!!

MC działa, udało mi się odczyścić i naoliwić igielnicę. W związku z tym wczoraj i dziś troszkę poszyłam. Na zewnątrz lepiej nie wychodzić - Lublin tonie w śniegu, jak co roku jest problem z odśnieżaniem. Jedynie nasz stary pies się cieszy z tych zasp, zachowuje się jak szczeniak, im bardziej wieje i sypie, tym trudniej zaciągnąć ją do domu. Za to świniaki tylko jedzą i śpią, najchętniej na naszych rękach, żeby w "stópki" było ciepło, to jedyne poza uszami nieowłosione u nich miejsce i jak tylko mogą, pchają łapki tam gdzie najcieplej.
Czekającej na pokrowce i poduszki sąsiadce "donoszę"  -  jutro obrzucenie szwów owerlokiem i gotowe. Z siedziskowych pokrowców, które pozostały po wymianie na białe, powstała recyklingowa torba zakupowa. Aplikacja z ręcznie zszywanych ze sobą heksagoników, przyszyta jednym z ulubionych ściegów, jakie oferuje moja MC.


A to moje, moje, tylko moje, no może gościom pozwolę na nich usiąść. Początki mojej nowej narzuty, którą mam nadzieję uda mi się zrobić przed świętami.

Bloki nie są krzywe, tylko "focone" na lekko wypukłej powierzchni. Wstyd, kiedy ja się nauczę robić poprawne fotki, bo o ładnych to nie ma co wspominać, antytalencie fotograficzne jestem.

środa, 1 grudnia 2010

Moje pierwsze "ogryzki".

Skończyłam moją pierwszą narzutę z wzorem Apple Core czyli po naszemu "ogryzki". Szablon i wykonanie dzięki rewelacyjnemu tutkowi Shayneen . Bez niego nie dałabym rady. Kołderka niewielka, 76/102cm, akurat do dziecinnego łóżeczka, może też być matą dla malucha. 

Dały mi nieźle w kość przy zszywaniu, ale wzór spodobał mi się tak bardzo, że chciałabym kiedyś uszyć dużą "ogryzkową" narzutę. Kiedyś, bo na razie rozgrzebanych prac całe mnóstwo, aż wstyd się przyznawać ile.
Jeszcze trochę o moich maszynach. Do kompletu brakuje jeszcze zdjęcia owerloka, też okazyjnie kupionego za niewielkie pieniądze. Jedyną jego wadą był źle założony pasek napędowy, z którą to szybko poradził sobie pan z punktu napraw maszyn do szycia.  Model jeden z prostszych, czteronitkowa Bernina 700D, ale na moje potrzeby w sam raz. Radzi sobie dobrze z cieniutkimi, rozciągliwymi i grubymi materiałami. Szyje z zawrotną prędkością, może trochę przy tym hałasuje, ale w końcu ma parę latek, no i nie używa jej się godzinami, więc nie ma co narzekać.

 Zrobiłam sobie mały próbnik ściegów starutkiej Berniny record. Na zdjęciu widać, że zmieniałam ustawienia gęstości ściegu.


  A żeby nie było tak różowo, to moja MC zaczęła dzisiaj piszczeć podczas szycia. Rozkręciłam, wyczyściłam, niestety, nie umiem się dostać do główki maszyny, a podejrzewam, że to igielnica "protestuje". Cóż, jeżeli nie uda mi się jutro dotrzeć do niej, bedę musiała oddać ją do przeglądu, ale na myśl o wiezieniu jej przez całe miasto w tym śniegu jaki spadł, robi mi się zimno, brrr.