wtorek, 23 sierpnia 2011

Wróciłam

Kochane, bardzo dziękuję za wszystkie słowa otuchy, przydały się. Trochę mi się pobyt w szpitalu przedłużył. Okazało się, że ciśnienie mam kosmicznie wysokie, kilka dni zajęło jego obniżanie, bo chemia, którą miałam zaplanowaną dosyć mocno działa na serce i podnosi ciśnienie. Koniec końców dzięki lekom a przede wszystkim mocnemu wsparciu całej rzeszy znajomych - bardzo, bardzo dziękuję kochani, udało się doprowadzić mnie do stanu zdatnego do przyjęcia "kolorowych drinków". Wczoraj dostałam trójskładnikową chemię z przewagą czerwonego koloru. Mdłości niewielkie, dzięki mocnym środkom przeciwwymiotnym, za to trochę szumu w głowie i mocno wyostrzone powonienie. Przeszkadzają mi wszelkie proszki do prania, płyny do czyszczenia, czuję pot innych osób, plus parę innych zapachów. Do tego lekka zgaga i suchość w przełyku. Nie ma co narzekać, mogło być gorzej. Od jutra zastrzyki na odbudowę płytek krwi, podobno efekty uboczne jak przy porządnej grypie - ból w kościach, ale nie ma co się martwić na zapas, co będzie, to będzie. Za trzy tygodnie powtórka z "kolorowych drinków".

środa, 17 sierpnia 2011

Ekwipunek

Bardzo Wam wszystkim dziękuję za tyle słów wsparcia. Pomagają, nie wiecie nawet jak bardzo. Beato, wezmę byka za rogi i z całych sił pogonię go gdzie pieprz rośnie albo i dalej.
W ramach odstresowywania się i w oczekiwaniu na początek kuracji uszyłam dwie torby "szpitalne". Mocno kolorowe na przekór strachowi i nachodzącym od czasu do czasu ciemnym myślom. Do kompletu jest też kosmetyczka i niedokończone jeszcze etui na okulary. Torby nie są zbyt mocno usztywnione, przez co nie chciały równo ustawić się do zdjęć, ale ich miękkość ma jedną zaletę - można w nie wpakować bardzo dużo rzeczy. Większa pomieściła długi, dosyć gruby szlafrok, dwie pary kapci, spory ręcznik, kosmetyczkę i na upartego wejdzie tam jeszcze piżama. Mniejsza ma jeden pasek zakładany przez ramię, niestety nie jest on regulowany.


Zamówiłam u Robinka kilka materiałów na chusteczki żeby mieć coś pod ręką kiedy włosy zaczną wychodzić. Oprócz zamówionych dostałam śliczną tkaninę w motyle, której urody zdjęcie nie oddaje nawet w połowie.
Jakiś czas temu uszyłam niewielką makatkę dla młodej miłośniczki koni.

Zabieram się za sprzątanie świńskich klatek (śmiecą "bobaki" aż miło) i pakowanie. Jutro wyruszam na pierwszy bój. Trzymajcie za mnie kciuki.

sobota, 6 sierpnia 2011

Przyplątało się i straszy.

Przyplątało się niechciane, niepożądane, paskudne. Jeszcze miesiąc temu go nie było, a teraz straszy i powoduje szybsze bicie serca. Najpierw nadzieja, że pewnie mam to samo co reszta kobiet w rodzinie, czyli łagodną zmianę, potem niedowierzanie, że diagnoza może być jednak inna. Na koniec obuchem w głowę - rak piersi. Był płacz, strach, nagła niemoc. Dzięki Dobrym Ludziom już jest lepiej, ustawiam się do pionu. Nie ja pierwsza i niestety nie ostatnia muszę się z tym zmierzyć. Na szczęście trafiłam na wspaniałe lekarki, jedna przyśpieszyła proces diagnozowania, druga znalazła szybki wolny termin chemii i odpowiedziała na milion głupich pytań. Za dziesięć dni pierwszy kurs, potem drugi, trzeci i może czwarty. Mają skurczyć paskuda do rozmiarów operacyjnych, tak żeby możliwa była operacja oszczędzająca pierś. Na początku chciałam wiedzieć jak najwięcej o nim, o leczeniu. Po przeczytaniu kilku stron, wpadłam w panikę i miałam chwilę kiedy pomyślałam, że nigdzie nie idę, schowam się pod łóżkiem i będę czekała na koniec świata. Przestałam czytać, staram się uspokoić, chodzę na długie spacery z Mężem, chyba bardziej wystraszonym ode mnie, robię porządki w mieszkaniu, wreszcie bez zbędnych sentymentów wyrzucam niepotrzebne, zachomikowane rupiecie. I szyję mocno kolorowe torby na przybory szpitalne, zamówiłam śliczne bawełenki na chusteczki, peruki chyba nie chcę. Włosy mam z natury nie najmocniejsze, reagują na stres wypadaniem, nie mam złudzeń, że ominie mnie ich wypadnięcie. Trudno, odrosną nowe, to akurat mały problem. Wszyscy powtarzają - myśl pozytywnie. Staram się, bardzo się staram.