Uff, się działo. Zachciało nam się Jarmarku Jagiellońskiego i ostatnie dwa dni spędziliśmy na podziwianiu wszelakiego rękodzieła ludowego. No, nie tylko na podziwianiu, bo dzięki mojemu osobistemu tragarzowi do domu dotarło kilka drobiazgów, między innymi wielki miedziany kubek, kute i szklane magnesy na lodówkę, biżuteria z barwionej żywicy, ceramiczne miseczki i dębowa mała beczułeczka na ogórki, w której zamierzam przechowywać mąkę - pan bednarz bardzo zachwalał ten sposób. Ludzi mrowie, miejscami trzeba było się przeciskać, parę razy oberwałam w biedne ramię, ale za to jakie wrażenia.
Złota kura, która jeździła po starym mieście, by wreszcie "zasiąść" na Placu Po Farze.
Tłumy ludzi podziwiających, kupujących, stojących w kolejkach do stoisk z litewskimi przysmakami, odpoczywających po trudach zwiedzania.
Oj pięknie było, dawno nie oglądałam starówki, nie spacerowałam podwalem.
Pod bazyliką dominikanów jeden z braci gromkim głosem wykrzykiwał "św. Jacku z pierogami, módl się za nami" zachęcając do kupna ruskich pierogów. Dochód z ich sprzedaży przeznaczony zostanie na remont bazyliki i klasztoru.
Do domu ledwie się dotoczyłam, zmęczona ale zadowolona.
Jutro kolejny zastrzyk i odebranie wyników mammografii, trochę się denerwuję co też badanie wykazało, ano przekonam się kilkanaście godzin.
Kochane, jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję za pamięć i wsparcie.
Specjalnie dla Kasi i wszystkich, którzy pamiętają naszą psinę. Ata coraz bardziej się wtapia w nasze życie, "wytresowała" nas sobie, dużych psów nadal nie lubi, prowokuje z nimi sprzeczki, mniejsze mogą być. Z suczką staruszką z innego piętra od ostrożnej tolerancji przeszły do kumoszkowatej zażyłości. Dzieci, oprócz maluchów i płaczących lub piszczących kilkulatków już nie są zagrożeniem. Kojarzą jej się z głaskaniem i przytulaniem. Ostatnio przyłączyła się do młodego sąsiada wypoczywającego pod drzewkiem.
Gdyby jeszcze nie prowokowała awantur z psami od siebie większymi.